Relacja z Barcelony
19.7.18
3
Barcelona
,
Barcelona w 3 dni
,
co zwiedzić w Barcelonie
,
Europa
,
jak zorganizować wyjazd do Barcelony
,
Podróże
,
Slider
🌴 BARCELONA 🌴
¡Hola! Zapowiada się, że w najbliższym czasie na blogu pojawi się duużo wpisów podróżniczych, tych dalszych, jak i ciekawych miejsc w Polsce. Dzisiaj skupię się na Barcelonie, w której byłam zaledwie tydzień temu. Jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to wiecie, że było baardzo gorąco! Zobaczcie co udało mi się zobaczyć podczas tej 4 dniowej wycieczki.
Niedługo pojawi się także wpis z praktycznymi wskazówkami, jak tanio zorganizować taką podróż, wraz z kosztorysem. Możecie się niebawem także spodziewać takiej relacji m.in. z Londynu, Pragi i Bułgarii 😍. Jeśli chodzi o Hiszpanię, to zacznę najpierw od miejsc, które udało mi się zwiedzić.
W pierwszy dzień zaczęliśmy zwiedzanie od Magicznych Fontann i Pałacu Narodowego. Znajdują się zaledwie kilka kroków od stacji metra Pl. Espanya. Wychodząc z metra, naszym oczom od razu ukazuje się Plaça d'Espanya, gdzie już rozpoczyna się fontanna.
Następnie czas na wyciszenie i chillout, choć nie wiem, czy w Barcelonie da się wyciszyć! Dlatego kolejnym punktem była plaża de la Barceloneta ze słynnym hotelem W Barcelona - prawie jak w Dubaju :)! Nie lubię się opalać, lecz grzechem byłoby się nie popluskać w cieplutkim Morzu Balearskim. Na plaży było bardzo dużo ludzi, wszyscy się wygrzewali. Jedyny wkurzający aspekt - sprzedawcy, którzy dosłownie pod nosem machali rzeczami na sprzedaż.
W pierwszy dzień zaczęliśmy zwiedzanie od Magicznych Fontann i Pałacu Narodowego. Znajdują się zaledwie kilka kroków od stacji metra Pl. Espanya. Wychodząc z metra, naszym oczom od razu ukazuje się Plaça d'Espanya, gdzie już rozpoczyna się fontanna.
Następnie idąc za turystami, albo z nawigacją, choć droga nie jest trudna, więc na pewno dotrzecie, ukazuje nam się Pałac Narodowy w oddali na wzgórzu Montjuic. Wygląda na to, że miałam pecha, bo fontanny były wyłączone - w niektórych miejscach można było tylko zobaczyć robotników pracujących przy hydraulice. Wiem, że o wiele lepiej jest zobaczyć pokaz wieczorem, wtedy wszystko jest oświetlone i gra muzyka, jednak nie miałyśmy na to za bardzo czasu. Myślałam, że tak samo nacieszę się widokiem za dnia, no ale cóż... najwyraźniej nie było mi to pisane.
Wchodząc wyżej (albo wjeżdżając ruchomymi schodami - w Barcelonie spotkacie je na każdym kroku ;)) widnieje bardzo ładny widok na panoramę miasta i cztery kolumny, symbolizujące cztery czerwone pasy na fladze katalońskiej, a za plecami ogromny pałac.
Drugi dzień mieliśmy rozpocząć od zwiedzania Parku Guell. Kilka razy próbowałam, ale nie udało mi się zamówić biletów przez internet, ale mimo to udałam się tam z chęcią zakupu biletu stacjonarnie. Okazało się, że bilety były dostępne dopiero na godzinę 19, nie odważyłam się czekać 10h, dlatego kupiliśmy bilety na dzień następny.
Z Parku (jeszcze niezwiedzonego) udaliśmy się pieszo do Casa Mila - to zaledwie 2,5 km drogi. Przy okazji zwiedzamy miasto "z innej strony" i można zaobserwować jak na co dzień żyją miejscowi. Casa Milę wykonał najsławniejszy architekt w tym mieście, czyli Antoni Gaudi dla przedsiębiorcy Pere Mili i jego żony. Można zwiedzać także ten obiekt w środku, podobno nigdzie nie ma kąta prostego!
Z Casa Mila ponowna piesza wycieczka do Sagrada Familia, czyli kolejne 1,5 km. Można ją także zwiedzać w środku, ale wejście jest dość drogie - około 23 euro. Sagrada Familia to kolejna budowla zaprojektowana przez Gaudiego. To kościół, którego budowę rozpoczęto w 1882 r., a skończy się dopiero na przełomie 2026-2028 r.! Jest ogromna, robi niesamowite wrażenie!
Następnie przerwa i "małe" zakupy w Primarku w jednym z największych centrów handlowych w Katalonii - Diagonal Mar.
Kolejny dzień to znów spacery. Mieszkaliśmy blisko La Rambla, więc rano udaliśmy się na Plac Kataloński, pełen domów handlowych i ekskluzywnych hoteli.
To tam zaczyna się, albo kończy ;) La Rambla, czyli najpopularniejszy deptak w Barcelonie, gdzie znajdziemy masę sklepów z pamiątkami, restauracji i ulicznych artystów. Jeśli jednak chodzi o kupowanie pamiątek... nie róbcie tego na La Rambla, ponieważ jest o wiele drożej! O tym, gdzie najlepiej kupić pamiątki przeczytacie już w następnym poście dotyczącym Barcelony.
Mniej więcej w połowie drogi, po prawej stronie znajduje się, na pierwszy rzut oka wyglądający bardzo niewinnie, La Boqueria, czyli ogromny bazar miejski.
Wejdźcie tam koniecznie! Jeśli tylko uda Wam się przecisnąć przez tłum. "Stragany" są tematyczne, jedni sprzedają owoce, inni czekoladę, niektórzy zaś jajka albo mięso. Wszystko tworzy nieziemski efekt.
Gdy już jesteśmy najedzeni lokalnymi owocami i zrobiliśmy zapasy czekolady to ruszajmy dalej. Jeszcze mniej więcej kilometr La Rambli, ale tam jest tak ciekawie, że nawet się nie zauważa tej odległości! Niedaleko portu mijamy jeszcze różne żywe figury i posągi, wydaje mi się, że to dlatego, że niedaleko znajduje się Muzeum Figur Woskowych. Żywa reklama ;).
W końcu docieramy do Portu, ale ale... wcześniej zawita nas jeszcze bardzo wysoka kolumna Kolumba, który niby wskazuje kierunek Ameryki, ale tak naprawdę wyjście z barcelońskiego portu. Okazuje się (o czym kompletnie nie miałam pojęcia, przeczytałam to dopiero na następny dzień!), że w kolumnie znajduje się winda i na głowie pana Krzysztofa urządzono taras widokowy! Mało tego, koszt wjazdu to tylko 1,5 euro. Ach... ja to mam szczęście - przynajmniej kolejny pretekst, żeby znowu tu wrócić :P.
No i dotarliśmy do Portu Barcelona, czyli największego portu w Katalonii. Na moście, który dzieli port znajduje się dużo ławek, więc można usiąść, odpocząć i napatrzeć się na ten piękny kolor wody! Prawie lazurowy, zdjęcia niestety nie oddają tak tego efektu.
No i znowu spalamy kalorie w pieszej wędrówce do Barri Gòtic. Nie wiem dlaczego, ale to mało popularne miejsce, a jedno, moim zdaniem z najpiękniejszych! To średniowieczna, gotycka dzielnica. Trzeba poczuć ten klimat na własnej skórze, wąskie, chłodne, stare, ale zadbane uliczki. Warto chwilę pospacerować między kamienicami i nacieszyć się tym widokiem.
No i nareszcie przyszedł czas na długo wyczekiwane przeze mnie zwiedzanie Parku Guell, czyli najpopularniejszego Parku w Hiszpanii. Nigdy nie widziałam takich roślin i budowli! Powiem Wam, że Gaudi się postarał :). Park podzielony jest na dwie części - darmową i płatną. W płatnej znajdują się m.in. te słynne domki oraz najpopularniejsza na całym świecie kafelkowa ławka. Żeby wejść do parku należy się wspiąć na Łysą Górę - niby są ruchome schody, ale niektóre dbają o naszą kondycję, dlatego musimy skorzystać ze standardowych schodów dla nieleniwców. Park robi niesamowite wrażenie. Mogę przyznać, że to mój numer jeden z Barcelonie!
W ostatni dzień, jeszcze szybko przed wyjazdem na lotnisko zobaczyliśmy Arc de Triomf, czyli olbrzymi Łuk Triumfalny z 1888 r., idąc dalej dojdziemy, do podobno pięknego Parku de la Ciutadella, jednak my już nie zdążyliśmy tam pójść.
Barcelona jest magiczna! Myślę, że jeszcze tutaj kiedyś wrócę, ponieważ wiele nieodkrytych miejsc jeszcze przede mną. Wiem tylko, że na zwiedzanie wybiorę trochę chłodniejszą porę :).
Miłego dnia!
Fajne zdjęcia :) Od dłuższego czasu Barcelona jest na mojej podróżniczej liście ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, wyglądasz na prawdę cudownie!:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia super, stylizacje również. Bazując na klimacie i palmach można stwierdzić, że Barcelona wygląda jak San Francisco. My do Barcelony na pewno się wybierzemy.
OdpowiedzUsuń